Zdjęcie z 1945 roku.
Łękawica, gmina Siennica, woj. (ówczesne) siedleckie.
Na zdjęciu moja prababcia Irena Podrucka z trójką dzieci: moim dziadkiem Beniaminem, ciocią Lidią i wujkiem Marianem (w brzuchu). Imię mojego dziadka – Beniamin nadała mu jego babcia z Pełczanki – Julia, która słuchała wtedy w radiu kryształkowym słynnego włoskiego tenora Beniamina Gigli.
Pradziadkowie byli z wierzącej rodziny Mariawitów, niestety żadne z dzieci nie zachowało wiary przodków, ożenili się z katolikami. Jedynie pogrzeby i msze w intencji pradziadków przeżywaliśmy w obrządku mariawickim, w kościele w Cegłowie. Dziadek przed śmiercią powiedział, że chciałby zostać pochowany na cmentarzu mariawickim, z rodzicami, w rodzinnym grobowcu, „tam, gdzie mu ptaszki za młodu śpiewały” jak to poetycko ujął. Ksiądz nie robił przeszkód, kazał tylko zapłacić „zaległe składki”.
Zdjęcie z 1941 roku (około). Świętochy, gmina Siennica.
Mój dziadek Tadeusz Senktas ze swoją mamą Rozalią Senktas (z domu Kaniewską) i żoną brata – Stefanią Senktas (z domu Balas). Prababcia wkrótce zmarła i dziadek został sierotą. Pomagał na gospodarce i w domu swojemu dorosłemu bratu. W czasie rejestracji w urzędzie wstydził się poprawić urzędnika i z Senktasa stał się Sęktasem. Nigdy nie poprawili zapisu nazwiska.
Budy Łękawickie, gmina Siennica, rok 1965.
Na zdjęciu zwyczajowa „brama z kukłą” na weselu Mariana Podruckiego
i Heleny Podruckiej (z domu Podruckiej). Kiedy pan młody przyjeżdżał do panny młodej robiono bramkę i jeśli nie chciał dać „wykupnego” to mógł liczyć tylko na taką słomianą babę.
Ciocia Helena nie zmieniła nazwiska, gdyż wyszła za chłopaka z sąsiedniej wsi o tym samym nazwisku. Chodzili specjalnie do księdza w Siennicy żeby wziąć zaświadczenie, że nie są spokrewnieni. Podobno z pięć pokoleń wstecz możliwe, że i tak było, ale nikt tego już dokładnie nie pamiętał. W każdym razie wujostwo, na chrzestnych swojej córki wzięli dzieci swojego rodzeństwa (ciocia siostrzenicę, a wujek bratanka), którzy się zakochali i pobrali i to są właśnie moi rodzice. W konsekwencji muszę się mocno skupić, o której rodzinie Podruckich jest dana historia, gdyż z dwóch stron mam krew obydwu.
Na zakończenie taka ciekawostka, moja rodzina, na szczęście, nie przeżywała żadnych przesiedleń, migracji, choć obydwaj pradziadkowie byli w niewoli i dużo przeszli. Od 150 lat wszyscy pobierali się w obrębie 20 km od swej wsi, więc chyba można powiedzieć, że antropologicznie to jesteśmy czystej krwi Mazurami.
Zdjęcie prawdopodobnie zrobione w Parysewie lub okolicy.
Brat prababci Leon Rogowski, który jako kawaler założył się, że wypije skrzynkę piwa. Wypił i umarł.
Karolina Podrucka