
Zabawa choinkowa w Budochemie, początek lat 90. XX wieku
Temat Zakładów Przemysłu Jedwabniczego „Dolwis” w Leśnej, którym zajmowałam się w ramach jednego z realizowanych przeze mnie projektów dokumentalnych, skłonił mnie do zastanowienia się nad własną przeszłością związaną z dużymi zakładami przemysłowymi.
Z głębokich odmętów wspomnień z dzieciństwa pojawił się obraz dziadka Józka, który przysypiał przy popołudniowej audycji w radiu. Głowa mu się kiwała, gdy nie dawał za wygraną i chciał pokonać sen. W końcu opadała na rozłożone przy odbiorniku radiowym ramię. A wtedy z siostrą skradałyśmy się na palcach i cichcem, powolutku, dla zabawy zdejmowałyśmy dziadkowi kaszkiet z głowy.
Biedny dziadek! Musiał wstawać nad ranem, przejść ponad kilometr do stacji kolejowej w Lesiowie, dojechać upchany jak sardynka w puszce pociągiem do Radomia, a tam znowu na pieszo dojść do Zakładów Metalowych im. Gen. Waltera – starego „Łucznika”. Po powrocie ze zmiany czekał na niego obiad i mnóstwo dalszej pracy w gospodarstwie. Do później nocy. A rano znowu pobudka na pociąg. Nic dziwnego że jak tylko na moment usiadł, to przysypiał. Z Zakładów Metalowych pochodzi zdjęcie cioci Eli (Hernik-Jońskiej) i jej braci ciotecznych Włodka i Bogdana Bartosińskich. To zabawa choinkowa, podobna do innych organizowanych w tamtych czasach przez duże fabryki.
Ja mam podobne zdjęcie, choć zrobione dziesięciolecia później. Tata Grzegorz pracował w „Budochemie”, dużym radomskim zakładzie zajmującym się robotami budowlano-montażowymi dla przemysłu chemicznego. „Budochem” zbudował m.in. Azoty w niedalekich Puławach. Tata był tam mechanikiem samochodów ciężarowych, a my z siostrą co roku chodziłyśmy „na choinkę” do budynku biurowca przy ul. Struga. Klasyka – pączki, oranżada, na ścianach sznury dekoracji ze złotka od śmietany, balony na druciku – te z uszkami i zupełnie okrągłe. Stoiska z kapeluszami robionymi ręcznie z tektury i kolorowej bibuły. No i paczki! Słodycze schowane do lodówki starczały nam na całe miesiące. Wyciągałyśmy nabożnie po jednym i ze smakiem zjadałyśmy landrynki, miętusy i krówki.
Likwidację „Budochemu” zaczęto już w 1993 roku i tata musiał szukać innej pracy.
Skończyła się era zakładowych zabaw choinkowych dla dzieci.
Anna Hernik
