Babcia od strony mamy jawi mi się tylko w echach wspomnień. Niemal wszystkie związane są z żalem i żadne nie są moje. Babcia zmarła, kiedy ja nie zaistniałam jeszcze nawet w myślach.
Ze zdjęć spoglądała na mnie postać, z którą nie potrafiłam znaleźć wspólnej nuty. Zamknięta, zasadnicza, zazwyczaj bez uśmiechu, nieruchoma.
Z czasem nałożyły się na nią słowa mojej Mamy, a wraz z nimi nowa Ona.
Była stanowcza i krucha zarazem. Serce miała słabe, trzeba było uważać. Myślę, że może chowała je trochę w sobie w obronie przed światem?
Mezalians zdeterminował jej życie. Wracała niekiedy do domu z wizytą, a Mama chodziła z Nią niechętnie. Pozostał po tych chwilach obraz porcelanowych lalek – siedzących sztywno na półkach. Ślicznych, niedotykalskich i martwych.
Czuję rozczarowanie, jakie odmalowało się na twarzy Babci, gdy z dumą prezentowała Mamie pół świniaka na jej wesele, cudem zdobytego. Niestety upały były, a lodówek nie. Łup trzeba było wyrzucić. Do dzisiaj ściska mi się serce.
I ten moment, kiedy przyszła nocą do pokoju dorosłej córki, która przyjechała w odwiedziny, tknięta impulsem. Ułożyła się przy Niej, choć nigdy tego nie robiła. W milczeniu, bez słowa. Następnego dnia zabrano Babcię do szpitala.
Przede wszystkim jednak słyszę ballady, pieśni długie, liryczne, które zawisały w przestrzeni mieszkania, gdy się krzątała. Zmieniały się wraz z kolejnymi okresami świąt czy oczekiwania. Raczej smutne i poważne, niż frywolne. Nie, te zdecydowanie wydają się do niej nie pasować, choć może było zupełnie inaczej? To ta nić, która mnie do Niej przywiązuje. Ta muzyka, która musiała w Niej rozbrzmiewać, nawet jeśli słyszała ją tylko Ona.
Kojarzy mi się z tym zawsze jeden moment, ze dwa-trzy lata temu. Dzień przed Wigilią. Lepimy pierogi z siostrą i jej córkami. W głowie mi rozbrzmiewa kolęda z ostatnich warsztatów. Wyśpiewuję ją, ale milknę, uciszona zniecierpliwionym mruknięciem. Tylko najmłodsza siostrzenica, wiecznie rozśpiewana, patrzy na mnie, a jej oczy błyszczą. „Jeszcze raz!” – woła.
Sięgamy do siebie we trzy poprzez pokolenia.
Agnieszka Pawłowska
Foto: Andrei Baciu