Pierwszy z lewej to najmłodszy syn Benedykt, który ukończył Konserwatorium w klasie skrzypiec. Z prawej siedzi moja babcia Zdzisława z roczną Basią na kolanach, a obok stoi dziadek Jan Olczak z troszkę starszą Eulalią. Dziadkowie mieli jeszcze dwie córki: Józefę-Wiesławę (moją mamę) i Sylwinę-Bogumiłę.
Pradziadkowie prowadzili zakład wyrobu kafli piecowych i in. z gliny. Piec, w którym suszyły się gotowe wyroby opalany był drewnem, samego więc procesu suszenia trzeba było bardzo pilnować: temperatury, czasu itd. Synowie pradziadków z kolegami i koleżankami latem chętnie to robili. Moja mama (wtedy jeszcze bardzo mała) zapamiętała, jak siedząc na drewnianych balach śpiewali między innymi:
a ja ciebie kocham troszkę
jak kogucik swą kokoszkę
bo kogucik swą kokoszkę
kocha zawsze tylko troszkę
Również od mamy wiem, że ich tato Jan utworzył z czterech córek chór, którym dyrygował, uczył pieśni i piosenek. Często przed próbą zwracał się do jednej z nich: „Basia, ty ciszej…”.
Dziadek Jan była Piłsudczykiem, brał udział wyprawach i potyczkach Legionów, podczas jednej z nich został ranny. Myślę więc, że uczył córki głównie pieśni legionowych, kościelnych być może również. Mama, jak podrosła, śpiewała w chórze kościelnym. Wzorem mamy ja również wstąpiłam do chóru przykościelnego.
Na tym zdjęciu pierwszy z lewej to mój ośmioletni tato Mieczysław, który pięknie śpiewał.
W jasnej sukience – najstarsza z rodzeństwa Stefa, której dwaj synowie byli mistrzami gry na akordeonie. Młodszy grywał m.in. w kapelach ludowych, np. w zespole „Parzęczewianie”.
Za ciotką Stefą stoi Tadeusz, mistrz gry na liściu. Jego dwaj synowie byli również bardzo muzykalni. Alek nie chciał się uczyć gry na klarnecie i do końca został przy grze na liściu. Bzy rosnące na podwórku od wiosny do jesieni służyły liśćmi, zimą ogołocone był kwiaty domowe. Młodszy Leszek grał na saksofonie w różnych zespołach i kapelach.
Kiedy przed moim ślubem z Jacentym wprowadzono stan wojenny, zrezygnowaliśmy z zespołu muzycznego. Do rana bawiliśmy się przy kapeli rodzinnej.
Tato w 1945 roku został powołany do wojska (zdjęcie obok rodzinnego) i po powrocie miał niezmierzony repertuar pieśni i piosenek żołnierskich, patriotycznych itd. W niedzielę lub imieniny domowników biesiadowaliśmy przy stole i płynęły zawsze: Rozszumiały się wierzby płaczące, Ułani, O mój rozmarynie, Czerwone maki na Monte Cassino i lżejszy repertuar: Mkną po szynach niebieskie tramwaje, Karuzela i inne piosenki z repertuaru Marii Koterbskiej, Ireny Santor, Mieczysława Fogga.
W święta Bożego Narodzenia oczywiście śpiewaliśmy kolędy …
Gdy byłam jeszcze mała często nasłuchiwaliśmy w radiu audycji „Wesoły autobus”, gdyż grywała w nim oprócz Kapeli Kaźmierczaków, rodzinna Kapela Ziółkowskich mieszkająca na tej samej ulicy co my.
Tradycję śpiewania rodzinnego płynnie przejęliśmy i ja i brat Grzegorz ze swoimi rodzinami. Wyszłam za mąż za gitarzystę, więc doszedł element rozśpiewania z trzeciej rodziny. Jacenty grał w zespołach i kapelach podwórkowych i czasem ludowych. Córki Aleksandra i Joanna swoje śpiewacze talenty bardzo rozwinęły podczas studiów angażując się w różne przedsięwzięcia wokalno-muzyczne. Córka Joanna Skowrońska jest etnologiem i oprócz innych tematów, głównie zajmuje się muzyką ludową.
Czy mieliśmy wpływ na jej wybory?
Anna Błaszczyk